Wojny Westeros
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


Nigdy nie zapominaj o tym, kim jesteś, bo świat na pewno o tym nie zapomni. Uczyń z tego swoją siłę, a wtedy przestanie to być twoim słabym punktem. Zrób z tego swoją zbroję, a nikt nie użyje tego przeciwko tobie.
 
IndeksIndeks  PortalPortal  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Plac budowy!

Go down 
AutorWiadomość
Ceglana Martell

Ceglana Martell


Liczba postów : 2
Join date : 09/08/2016
Skąd : Słoneczna Włóczna

Plac budowy! Empty
PisanieTemat: Plac budowy!   Plac budowy! EmptySro Sie 10, 2016 11:55 pm

Plac budowy! Sun-clip-art-7caKAXocAPlac budowy! Sun-clip-art-7caKAXocAPlac budowy! Sun-clip-art-7caKAXocA
Plac budowy! 3p9bpra
Plac budowy! Rose-Byrne-Wallpaper
Plac budowy! OZCj34G
Plac budowy! Sun-clip-art-7caKAXocAPlac budowy! Sun-clip-art-7caKAXocAPlac budowy! Sun-clip-art-7caKAXocA
Imię:
Ceglana
Ród:
Martell
Wiek:
dziewiętnaście dni imienia
Pseudonim:
Dornijska Żmija
Tytuł:
księżniczka Dorne
Funkcja pełniona w rodzie:
dziedzic rodu Martell
Rodzina:
• Księżna Martell (matka)
• Marmuria Durrandon (siostra)
• Gruz Durrandon (siostra)
• Gravel Durrandon (brat)
Historia Postaci:
Stuk kopyt koni uciszył piasek, który zarówno utrudnił zwierzętom poruszanie się na terenach, gdzie nie została jeszcze wydeptana ścieżka. Jeźdźcy musieli pozbawić się większości szat, gdy wjeżdżali do Dorne, bowiem o ile na Ziemiach Burzy panowała mroźna zima, o tyle na Półwyspie nie było ani śladu śniegu, a słońce i temperatura okazywały się zabójcze. Jadąc po pustyni marzyli, by znaleźć choć kawałek cienia, w którym napiją się wody i z czystą przyjemnością zabiorą głęboki wdech świeżego powietrza. Lecz takie miejsce tutaj nie istniało. Nikt nie prowadził biznesu tam, gdzie od najbliższego miasta dzieliła go odległość trzech dni drogi. Tutaj, w samym środku pustyni, nikt nie postawiłby nawet stopy, wiedząc że zdradliwy piach chowa skorpiony. W tym miejscu, może pięć kroków dalej, może dziesięć, umierali z wycieńczenia ludzie. Nikt nigdy nie zabrał ich ciał, bowiem odór i widok prawie rozłożonego człowieka w temperaturze czterdziestu stopni zniechęcał, nie mówiąc już o braku możliwości. To właśnie w tym miejscu byłeś zdany tylko na siebie. Kompanierzy pomagając tobie, mieli ogromne szanse na swój zgon, zamiast ratunek dla ciebie - dlatego tutaj nie zna się słowa "pomóż", tutaj zna się tylko definicje słów "licz na siebie". Kto mógłby być tak szalony, by jechać tędy do Słonecznej Włóczni? Wielu; samobójców, odważniaków czy twardzieli. Zresztą nieważne, kto tu jechał, ważne kto przejechał. Tych, którym się udało dotrzeć do celu jest znacznie mniej od tych, którzy chcieli tego dokonać. Jednym z takich, co tu był, szczęśliwie przejechał i już nigdy tym terenem do domu swego nie wracał, był brat Króla Krainy Burz. Młody, sprawny rycerz, który strachu w życiu nie znał. Miewał on często więcej siły niż rozumu. Jego koń jechał w ciągłym galopie, bowiem ciągnęło go do Słonecznej Włóczni. Tam, w tym cholernym dornijskim piekle, czekała jego żona, której zbliżał się koniec ciąży. Już za chwilę, dosłownie za moment na świat miało przyjść jego dziecko (a może nawet dwa). Marzył o synku, dziedzicu domu Martell, który dumnie będzie nosił na piersi herby domów, z których byli jego rodzice. Razem z księżna zabrali dziwny ślub, wcześniej nie było takiego w Westeros. Martellówna pozostała przy swoim nazwisku, Durrandon również, a ich dzieci? Ich pierwsze dziecko, które miało dziedziczyć Dorne, miało dostać nazwisko po matce, jednak kolejne w kolejce miały dostać je po ojcu. W głębi duszy rycerz liczył na to, że pierwszy syn będzie dumnie nosił na piersi herb Durrandonów i podpisywał się tym nazwiskiem wbrew woli matki. Niestety, bieg czasu pokazał, że nie spełniło się ani jedno z jego marzeń. Nigdy tak naprawdę nie był ojcem, nie miał pierworodnego syna, a jego dziedziczka nawet nie próbowała nazywać się Durrandonówną.

Zima spowiła całe Westeros, kiedy na Półwyspie ciągle grzało słońce. Piach parzył tu po stopach, a podróżnicy chcieli jak najszybciej uciekać z piekielnych pustyń. Biegające po ogrodach dzieci szybko się męczyły. To była jedna z najgorętszych zim w tym miejscu, nigdy więcej w późniejszych latach nie lało się z nieba tyle żaru. Najwięksi, uliczni wojownicy chowali się po karczmach, gdy to ich włócznie zostawały przed kolorowymi budynkami, a ich ostrza stawały się giętkie, jakby prosiły o nowe wymodelowanie. Gorąc, duchota i płonący piach były uciążliwe dla młodych i sprawnych, a co dopiero dla starszych i schorowanych. Tamta zima poniosła bilans wielu ofiar, tamto słońce było najbardziej morderczym od lat. To właśnie w tamtym okresie Księżnej Dorne przyszło nosić pod swym sercem dwójkę córek, które niebawem miały się urodzić. Całymi dnami Księżna siedziała w swej komnacie, szukając cienia i chłodu. Dziewczęta wciąż kopały jej wielki brzuch, co stawało się nieznośne. Od kilku miesięcy, gdy tylko dowiedziała się o ciąży, była gotowa na wiele męczarni. Dzieci były owocem jej romansu z jednym z dotharków, jakiego spotkała w Essos. Pewnym było, że urodzą się duże oraz silne, co rzucało na nią cień obaw, czy da radę przy porodzie i nie umrze z wycieńczenia. Oglądając z okien pałacu miasto, widziała codziennie wielu wędrowców, żebraków czy mieszkańców z okolic. Za każdym razem szukała wśród nich swojego męża, który miesiąc wcześniej wyjechał do swojego brata. W myślach Księżna cicho liczyła na to, że w czasie podróży wydarzy się nieszczęście. Złamała nawet swoją zasadę bycia ateistką do samego zgonu i, pomodliła się do siedmiu o jego śmierć. Ci jednak jej nigdy nie wysłuchali. Ostatniego dnia najcieplejszej zimy w Dorne na świat przyszły dwie dziewoje. Mimo, że były bliźniaczkami, różniły się od siebie całkowicie. Pierworodna córka była dzieckiem widocznie zdrowym; pulchnym i długim, w dodatku najgłośniej płaczącym dzieckiem, jakie w domu Martell się urodziło. Matka widząc jej wagę postanowiła nazwać ją Ceglana (była pierwszą i ostatnią tego imienia) od cegły. Druga z córek była krucha, przeraźliwie chuda i spokojna, stąd też nazwano ją Marmuria, od marmuru, ulubionego kruszca matki, który wydawał się jej być dumnym i spokojnym. Imiona nie zostały skonsultowane z ojcem, lecz gdy ten przyjechał dwa dni po porodzie zobaczyć swoje dzieci, nawet nie zwrócił na to uwagi. Dziewczęta miały egzotyczną, dornijską urodę, stąd też ojciec nigdy nie pomyślał, że nie mogą być jego. Po prostu miały geny po matce, tyle.

Żar, żar lał się z nieba tego lata. Minęły cztery wiosny od tamtej zimy, a dzieci Księżnej zaczęły powoli dorastać. Marmuria pozostała cicha, tajemnicza i piękna jak Słońce. Wszyscy wokół chwalili jej spokój oraz chęć do nauki poprzez pytanie "dlaczego". Całkiem inne zdanie posiadali o jej siostrze, najważniejszej bohaterce tej historii - Ceglanie. Energiczne dziewczę oskarżano o brak manier, wiele razy wspominano, że jest nade silne, jakby to oddane jakiemuś złemu duchowi. Nie lubiano jej waleczności, gardzono jej pasją. Nienawidzono za urodzenie z włócznią w ręku. Toć to dziewczęciu nie wypada, nie pierwszej córce, której zachowanie było tak ważne. To ona miała w przyszłości ożenić się z synem króla innej krainy, by zawrzeć sojusz, ale jak miała to zrobić, skoro była silniejsza od większości chłopców i całkowicie niewychowana? W porcie szumiało morze, podobnie jak ludzie szumiali na dworze. Cicho szeptali o dziecku między sobą, tak, by nie usłyszała księżna, która kochała dziewczynę nad życie. Kto tam wiedział, czy by za jedno złe słowo nie ścięła. Kiedy wiatr dawał przyjemny chłód, idąc od strony morza, wtedy też na arenie spotkać można było dziecko. Naprawdę małe dziecko, które swą przygodę z włócznią zaczęło w wieku czterech, może pięciu dni imienia. Już samo nie pamięta, a co plotka, tym wcześniejszy start w sztuce walki podlotka. Była jak żmija, niby niewielki wąż, jednak zwinny i gróźny pod wpływem emocji związanych z zagrożeniem. Gdy ubity piach na arenie parzył jej nogi przez sandały, a trzy razy większa włócznia próbowała wypaść z jej rączek, mała Cegiełka wyobrażała sobie jeden scenariusz.
Ciepłe lato, największa arena w Meereen. Na widowni kobiety, mężczyźni i dzieci. Głośny wiwat na wieść o jej przeciwniku, który posiada co najmniej dziewięć stóp, jego ciało to same mięśnie, natomiast w swojej wielkiej dłoni trzyma półmetrowy miecz. Z drugiego wejścia na sam środek areny wchodzi ona, dwa razy mniejsza, lekko umięśniona kobieta, która w swej dłoni trzyma wielką włócznie. Podnosząc dumny wzrok na widownię, nie zauważa nikogo, kto by jej kibicował. To jej debiut, nikt jej tu nie zna. Jest tylko kolejnym obcym, który za chwilę zginie rozgnieciony jak robak. Odchodzi dwa kroki w tył, czeka na jego atak. Mężczyzna unosi miecz i przystępuje do walki na śmierć i życie. Myśli, że będzie łatwo. W końcu dziewczyna nie próbuje się bronić. Ucina mieczem powietrze, szykując się do podcięcia jej nóg. Publika już zaczyna klaskać, widząc ten ruch... Ale zaraz! Co to?! Dziewczyna unika ostrza, skacze do przodu, pozostając w nienaruszonym stanie. Czeka na kolejny krok przeciwnika. Ten ogląda ją z niedowierzaniem, zabiera kolejny zamach, biegnąc w jej stronę, lecz dziewczyna jest szybsza. Skacze w bok, obkręcając się z włócznią tak, by znaleźć się za jego plecami. Panowie patrzą zaszokowani, ale to dopiero początek tej gry. Przeciwnik szybko się obraca zamachując mieczem, który ma przeciąć jej szyję, ale krew nie tryska. Martellówna leży na ziemi oraz wysyła mu łobuzacki uśmiech. Teraz ją przetnie, jest tego pewien. Unosi miecz, ten leci w dół, a jego głowa odwraca się ku widowni, by zbierać gromkie brawa... Szybko jednak przekonuje się, że nie zabił Dornijki. Ta przeturlała się w bok, unikając ostrza miecza. Efektownie wstaje, cichym krokiem zachodzi go od tyłu, kiedy widownia każe mu się obrócić, gdy ten z uniesionym mieczem wykonuje obrót na pięcie, ostrze włóczni wbija się w jego klatkę piersiową. Chwieje się, upada. Krew plami podłoże, wszyscy kierują wzrok na nią. A ona? A ona bije się w pierś, krzycząc z dumą na ustach dewizę swojego rodu. Głośny aplauz roznosi się po arenie.
Wyobraźnia podsuwała jej ten scenariusz na każdym treningu, dawała motywację. Każdego ranka, zaraz po śniadaniu, zbiegała do swojego mistrza, ku niezadowoleniu ojca. Durrandonowi nie podobało się zachowanie córki, nie tak miało wyglądać jego pierworodne dziecko. To miał być chłopak, rycerz - nie dziewczę, wojownik z bożej łaski. W oczach Ceglany wyglądało to tak, jakby ten faworyzował jej siostrę. Ciągle poświęcał uwagę jej, a nieudanej pierworodnej córce nawet nie chciał dać chwili czasu do rozmowy przy wieczerzy. Były takie momenty, że dziewczynka stawała na głowie, byle tata tylko zauważył. Celowo tukła talerze w czasie posiłków, by popatrzył chociaż na chwilę. Nieważne, czy zwrócił uwagę, ponieważ jej zachowanie było negatywne, czy też zwrócił uwagę, żeby pochwalić jej pozytywne strony. Ważne, że przez chwilę popatrzył na nią. Nie na Marmurię, tylko na nią. Ukochaną córkę Księżnej z krwią i siłą dotharka.

Temperatura w Dorne nieznacznie spadła w porównaniu do reszty Westeros, którą pokrył śnieg. Dornijczycy wreszcie mogli odetchnąć z ulgą od wiecznego żaru, podróże po Półwyspie zrobiły się przyjemne. Minęło dokładnie osiem wiosen od zimy, która była najcieplejszą w Dorne. Stosunkowo niewiele czasu, a jednak wiele zmian. Kolejna dwójka dzieci w Domu Martellów, jeden i chłopiec i jedna dziewczyna. Przyjazd na dwór starszego syna lorda Yronwooda, którego wychowanie na dworze miało przynieść umocnienie sojuszu. "Wychowanie na wojownika" było tylko pretekstem do zapoznania dziedzica Strażników Drogi z drugą córką Księżnej. Rodzice liczyli na to, że zakochają się w sobie i nie będą późnej protestować przy mariażu. Już pierwszego dnia można było zauważyć, że chłopiec imieniem Oberyn przypadł do gustu Marmurii. W jej kruchym sercu prawdziwej damy zakwitło pierwsze zauroczenie, które za chwilę miało być zniszczone przez jej siostrę. Tak, tak, Oberynowi po kilku dniach bardzo spodobała się waleczność Ceglany. Zauroczył się w niej, wielokrotnie próbował zaczepiać, lecz za każdym razem jak dziedziczka wyraźnie dawała mu do zrozumienia, że z tego nic nie będzie i powinien spadać na drzewo. Raz zrobiła to aż zbyt wyraźnie. Chłopiec chciał pokazać jej swojego czarnego psa, którego ojciec przywiózł mu z Essos. Siedząc w Wodnych Ogrodach spróbował pocałować ją w policzek, za co Cegła dostała furii. Zabrała w swoje ręce futrzaka, zacisnęła się z całej siły na jego szyi i udusiła na oczach Yronwooda. Miał być to dla niego znak, że ma uciekać gdzie tylko może i nie pokazywać się jej więcej na oczy. Już nigdy do niej nie podszedł, mimo wielkiej miłości. Sytuacja z psem nie była pierwszym razem, kiedy to dziewczyna zapomniała się w furii i próbowała wygrać siłą. Rok wcześniej, gdy musiała uczyć się astronomii, uderzyła swojego nauczyciela ze złości w skroń. Skórzana księga złamała mu kość i doprowadziła do zgonu. Gdyby mała miała jakiekolwiek sumienie, męczyłoby ono ją aż do dziś. Ale urodziła się bez niego, nie wiedziała co dobre, a co złe. Za co trzeba się wstydzić, a za co nie. Nic jej nie szeptało, że jest okrutnym człowiekiem. Może lepiej?

Znośne było lato dwanaście wiosen po pamiętnej, upalnej zimie. Znośne pod względem pogody, niczego więcej. Choć powiewał przyjemny wiatr, a Dorne miało nadzwyczajnie dobry rok przy zbiorach cytrusów, tak ród Martellów stanął w obliczu niewyobrażalnej tragedii. "Ojciec" czwórki dzieci pożegnał się z życiem. Najgorszym ciosem dla rodziny był fakt, że został otruty w ich własnym pałacu. Dzieci przestały czuć się bezpiecznie, ponieważ nie wiedziały, że za otruciem stała ich własna matka. Patrząc na odpływające statki w porcie Ceglana przysięgła sobie, że znajdzie kiedyś okrutnika, który dopuścił się tego czynu. Widząc wypływające handlowce szukała w nich zarysów ludzi, ludzi którzy mogli mieć coś wspólnego ze zgonem jej ojca, a teraz jak tchórze uciekali za morze, zamiast zmierzyć się z nią w pojedynku. Tamtego dnia, kiedy ojciec zaczął się ksztusić przy stole, również przysięgła, że zapewni swojemu rodzeństwu opiekę, by nie podzieliło jego losu. Mimo upływu lat co roku o tej samej porze przypomina jej się uśmiechnięty ojciec. Siedzi z nimi przy stole, jedząc morską rybę i popijając ją winem. Ona i rodzeństwo zajmuje resztę miejsc przy stole, cicho szepcząc do Gravela o tym, jaka ohydna jest fasolka podana na talerzu obok tuńczyka. Chrząkanie. Niby zwykłe chrząkanie, a jednak zwróciło uwagę wszystkich domowników. Ość? Nie, to nie mogła być ość. Mężczyzna zaczął krwawić z nosa, jego oczy powoli nabierały kolor szkarłatu od kolejnych pękających naczynek. Drgał, kaszlał i widocznie się dusił. Zszokowana dziedziczka kazała zakryć Gravelowi i Gruz oczy, by ominęła ich ta okropna scena. Po kilku minutach było już pewne, że nawet cud nie uratuje ich ojca. Maester przykrył krzesło z jego ciałem białym materiałem, natomiast dwie niańki wyprowadziły rodzeństwo. To było pierwsze tak smutne lato, żałoba spowiła całe Dorne, po raz pierwszy bez przymusu Cegiełka ubrała sukienkę, skromną w kolorze czarnym. Tata lubił, kiedy je nosiła, lecz nie miał okazji się napatrzeć na ten widok. Cykl księżycowy później, gdy Półwysep próbował wrócić do normy, dziewczę ściągnęło z siebie suknie i zamieniło je na czarne, skromne kombinezony. Wtedy też dostała swój pierwszy napierśnik, którego postanowiła nie ściągać nawet do snu, lecz na dłuższą metę spowodowało to nieprzespane noce i siniaki, więc postanowiła pozostawiać go na noc w zbrojowni. Teraz to ona miała bronić rodziny, znalazła nawet w tym wspólny język z Yronwoodem. Chłopak próbował wspierać jej młodszą siostrę, co wiele dało w jej oczach. Postanowiła go przeprosić za psa, a ten bez zbędnego gadania jej wybaczył. Chyba nad liczył na wielką miłość, niestety ta nie miała prawa między nimi istnieć, o czym sam się przekonał. Lecz w tamtym momencie naprawdę się starał. Chwalił ją za noszenie napierśnika, waleczność i chęć ochrony rodziny.

Piętnaście zim po tej pamiętnej, upalnej porze roku, spadło kolejne nieszczęście. Tym razem na nią, na Yronwoodów i Ullerów. To były ich urodziny, święto Ceglany i Marmurii, w którego czasie miały wejść w dorosłość. Zorganizowano wielki turniej, ku dobrej zabawie dziewcząt. Przyjechali wojownicy z całego Dorne, nawet kilka z Essos. Niestety, o ile zadowolił Marmurię, która uwielbiała patrzeć na dzielne zmagania wojów i machać do nich chusteczką, tak doprowadził Ceglanę do białej furii. Matka nie pozolila jej, NAJLEPSZEJ WOJOWNICZCE W CAŁYM DORNE, wystartować w turnieju, który miał jej przynieść radość. Oglądając walkę, widząc jak świetnie bawią się mężczyźni z włóczniami w ręku, miała ochotę zerwać suknie, zabrać byle komu broń i zawalczyć z byle kim, dosłownie z byle kim. Jednak dobrze wiedziała, że w Dorne nie mówiono o niej najlepiej, a była przyszłą dziedziczką. Musiała zachowywać się jak najlepiej, by zmieniono o niej zdanie, szczególnie w czasie takiego wydarzenia, gdy wszyscy dornijscy lordowie znaleźli się w jednym miejscu. Ani razu nie wspomniała o walce, przy stole zachowywała się jak należało, a nawet parę razy zatańczyła z pociągającym dziedzicem Hellhot, zwycięzca turnieju. Co prawda była na niego zła, bo to ona powinna dzisiaj wygrać, lecz patrząc w jego głębokie oczy pełne szaleństwa potrafiła mu wybaczyć, ot tak.
Do tej pory pamięta jego aksamitny dotyk. Przyjemne błądzenie po jej plecach w zaciszu ciemnej komnaty. Delikatne pocałunki składane najpierw na szyi, potem na brzuchu, a następnie na udach, wspomina do dziś bardzo przyjemnie. Był pierwszym mężczyzną, któremu pozwoliła zdjąć z siebie czerwoną suknię i obejrzeć ciało. Pierwszym, który mógł błądzić po niej swoimi palcami. Czar prysł, nim na dobre się rozpoczął. Nie zdążyła nacieszyć się jego ciałem, kwitnącą miłością i swoim pożądaniem, gdy to drzwi do komnaty się otworzyły. Do środka wpadł Oberyn, który w ręku trzymał posrebrzany sztylet z herbem swojego rodu na rękojeści. Popatrzył z nienawiścią na zdziwionych kochanków i rzucił się na Ullera. To wszystko trwało tak krótko... Zaczął wbijać w jego brzuch sztylet, jak opętany patroszył jego ciało. Ciął wszędzie. Wszędzie gdzie tylko mógł, a gdy uznał, że tyle wystarczy i młody dzieci Hellhot jest już martwy, odłożył broń i uniósł dwoma palcami podbródek jego kochanicy. Jej wzrok kierował się ku resztkach swojej miłości, które w tej chwili zalały się całe krwią. Do oczu napłynęły jej łzy, gniewnym wzrokiem zmierzyła dziedzica Yronwood, który szeptem opowiadał o swojej miłości do niej. Zabrała jej twarz w swoje dłonie, natomiast palce Martellównej spotykały się z jego szyją. Myślał, że właśnie wyzna mu miłość, odda mu swoje ciało. Pomylił się. Już po chwili jego łeb został ukręcony przez dziewczę. O incydencie dowiedzieli się wszyscy rankiem. Jak podała w swoich zeznaniach księżniczka, mężczyźni pokłócili się na jej oczach i zaczęli skakać do gardeł. Próbowała ich odciągnąć, jednak nie potrafiła... Przynajmniej tak myślało Dorne pogrążone w żałobie.

Nie minął tydzień, gdy dziewczę podjęło decyzję o wyjeździe ze Słonecznej Włóczni. Nie chciała przebywać w miejscu, gdzie w tak okrutny sposób zginęła jej pierwsza miłość. Ciągle czuła jego oddech na swoich plecach, nie mogąc sobie wybaczyć, że pozwoliła zabić tego jedynego. Musi uciec z tego miejsca, od tej historii i od tych myśli. Gdzie? Gdziekolwiek, jednak ostateczny wybór padł na Meereen, gdzie od dziecka chciała walczyć. Zabrała ze sobą brata, który bardzo prosił ją o naukę władania włócznią. Chciał być taki jak ona, zawsze to powtarzał, jednak chłopcu brakowało siły. Nie był synem dotharka, by dźwigać największe ciężary, jak zwykłe chude damy. Postanowiła choć trochę mu pomóc w spełnieniu marzeń, choć uważała, że tak jak siostry nadaje się tylko do polityki.
Ciepła wiosna, największa arena w Meereen. Na widowni kobiety, mężczyźni i dzieci. Głośny wiwat na wieść o jej przeciwniku, który posiada co najmniej dziewięć stóp, jego ciało to same mięśnie, natomiast w swojej wielkiej dłoni trzyma półmetrowy miecz. Z drugiego wejścia na sam środek areny wchodzi ona, dwa razy mniejsza, lekko umięśniona kobieta, która w swej dłoni trzyma wielką włócznie. Podnosząc dumny wzrok na widownię, nie zauważa nikogo, kto by jej kibicował. To jej debiut, nikt jej tu nie zna. Jest tylko kolejnym obcym, który za chwilę zginie rozgnieciony jak robak. Odchodzi dwa kroki w tył, czeka na jego atak. Mężczyzna unosi miecz i przystępuje do walki na śmierć i życie. Myśli, że będzie łatwo. W końcu dziewczyna nie próbuje się bronić. Ucina mieczem powietrze, szykując się do podcięcia jej nóg. Publika już zaczyna klaskać, widząc ten ruch... Ale zaraz! Co to?! Dziewczyna unika ostrza, skacze do przodu, pozostając w nienaruszonym stanie. Czeka na kolejny krok przeciwnika. Ten ogląda ją z niedowierzaniem, zabiera kolejny zamach, biegnąc w jej stronę, lecz dziewczyna jest szybsza. Skacze w bok, obkręcając się z włócznią tak, by znaleźć się za jego plecami. Panowie patrzą zaszokowani, ale to dopiero początek tej gry. Przeciwnik szybko się obraca zamachując mieczem, który ma przeciąć jej szyję, ale krew nie tryska. Martellówna leży na ziemi oraz wysyła mu łobuzacki uśmiech. Teraz ją przetnie, jest tego pewien. Unosi miecz, ten leci w dół, a jego głowa odwraca się ku widowni, by zbierać gromkie brawa... Szybko jednak przekonuje się, że nie zabił Dornijki. Ta przeturlała się w bok, unikając ostrza miecza. Efektownie wstaje, cichym krokiem zachodzi go od tyłu, kiedy widownia każe mu się obrócić, gdy ten z uniesionym mieczem wykonuje obrót na pięcie, ostrze włóczni wbija się w jego klatkę piersiową. Chwieje się, upada. Krew plami podłoże, wszyscy kierują wzrok na nią. A ona? A ona bije się w pierś, krzycząc z dumą na ustach dewizę swojego rodu. Głośny aplauz roznosi się po arenie.
Pamiętasz to marzenie? Spełniło się dwie noce po jej przyjeździe do Meereen, gdzie została ugoszczona przez rodzinę Merreq. Każdego dnia pojawiła się na arenie. Jednego by obejrzeć gladiatorów, innego by samej stanąć na jej środku. Zdobyła zwolenników, sławę i chwałę, której pragnęła. Chociaż dniami była szczęśliwa, tak nocą w jej oczach błysk gasł. Zastanawiała się co u matki, która ostatnimi czasami chorowała, jak radzą sobie siostry... Czuła, że złamała swoją przysięgę. Nie opiekowała się rodziną, jak to obiecywała zmarłemu ojcu. Brakowało jej pokory, by powrócić do Dorne i nie wygrać jeszcze paru walk. Nie umiała przestać pragnąć sławy i bycia najlepszym w tym, co po prostu kochała. Sytuacja zmieniła się, kiedy z Półwyspu przyszedł list. Miała przywieźć swojego brata z powrotem, gdyż planowano jego mariaż z młodszą siostrą lorda Lannistera, natomiast Marmuria miała ożenić się z drugim synem lorda Yronwood. Musiała wrócić, ale obiecała sobie, że zaraz po tych wydarzeniach powróci do walki w Meereen.
Córka piekarza zawsze będzie pragnęła wyjść za rycerza, który uczyni ją swoją damą. Mała żebraczka co dnia będzie potrafiła przenosić się myślami do pałacu i wyobrażać sobie bycie lady. A córka Księżnej? A córka Księżnej zawsze będzie siedziała marzeniami na arenie w Meereen, gdzie odnosi kolejne zwycięstwo.
Wygląd:
Dornijka, ładna Dornijka, tak można określić jej urodę typową do regionu. Jest prawdziwą kobietą, nie brakuje jej krągłych kształtów piersi i pośladków, co wcale nie znaczy, że ma zbędne kilogramy, wręcz przeciwnie. Posiada dobrze wypracowane mięśnie brzucha oraz uda. Figura kobiety z półwyspu jest klepsydrą - ma ona średniej wielkości barki, duże ale zgrabne biodra, które na pewno w przyszłości ułatwią jej wydanie na świat swoich potomków. Nie jest ani wysoka, ani za niska, może pochwalić się długimi nogami (które nie są proporcjonalne do jej ciała, bo jak można zauważyć zajmują większą część niż tułów). Kobieta posiada cerę oliwkową, typową dla regionu, z którego pochodzi. Jej skóra jest zadbana, delikatna i miękka w dotyku, bardzo o nią dba stosując olejki - najczęściej o zapachu cytrusów - jednak szpeci ją kilka blizn. Twarz ma przeciętną, nie jest najpiękniejszą kobietą, ale też nie można powiedzieć, że jest w jakimkolwiek stopniu brzydka. Najprościej rzecz ujmując jest specyficzna; jedni będą do niej wzdychać, inni uważać za nic wielkiego w kwestii urodowej. Twarz kobiety jest owalna. Otaczają ją brązowe włosy do ramion. Ma przyjemne, aczkolwiek lekko postarzające ją rysy twarzy. Łatwo zatopić się w spojrzeniu jej bursztynowych - czasem czekoladowych - oczu, zawsze jest ono serdeczne, jedynie czasami ukazuje ono smutek publice. Wiele dziewcząt może pozazdrościć jej otoczki oczu, jaką stanowią bardzo długie i gęste rzęsy. Ma mały nos, od którego uwagę odwracają soczyste, różowe usta. Są one stworzone do całowania.
Charakter:
Dornijskie słońce jest tajemnicze, dornijski piach parzy, dornijskie żmije atakują szybko i bez zapowiedzi, natomiast dornijscy wojownicy są nadzwyczaj silni. A jaka jest dornijska księżniczka?
Jak to dornijskie słońce. Rzadko mówi, a jak to robi, to najczęściej o niebie, byle unikać tematu siebie i polityki. Zachowuje się specyficznie. Niby zna zasady kultury, lecz używa ich tylko w czasie uczt. Raz jest honorowym wojownikiem, innym razem bezbożnym wieśniakiem. Są dni, gdy ucieka przed każdym do swojej komnaty, są też takie, w których upija się do czerwoności i rozpuszcza język przed każdym. Zawsze jest inna, jakby non stop towarzyszyła jej huśtawka nastrojów.
Jak dornijski piach. Parzy swoim gorącym temperamentem. Nie chodził taki po ziemi, co by mógł choć trochę ją upiłować. Zbyt pewna siebie, zbyt dumna. Całkowicie zakochana w swoim majestacie księżniczki. Umie pluć jadem, okropnymi słowami, które człowieka gotują od środka. Często brak jej wyczucia, co powiedzieć, a co nie, przez co sypane przez nią słowa, są jak piaskownica wyspana do oczu.
Jak dornisjkie żmije. Nie unosi głosu, ani włóczni, póki to nie znajdzie odpowiedniego momentu. Czeka, słucha, a następnie robi. Stara się uderzyć w najmniej oczekiwanym momencie, sprytnie zajść człowieka od tyłu. Choć wygląda pięknie, posiada toksyczny jad, jakim w tym przypadku jest siła, spryt i energia. Nieskończona energia, którą musi codziennie spożytkować paroma treningami; inaczej nie zaśnie, nie usiedzi przy stole. Będzie jak flak.
Jak dornijski wojownik. Ma ten błysk w oczach, pełen zapału do walki. Tego błysku, chęci walki, nigdy nie dopada zmęczenie. Może walczyć zawsze i wszędzie, to o honor, to bez większego sensu. Ma swoje humorki, czasami nie chce walczyć, lecz jeśli chodzi o rodzinę... Jeśli chodzi o rodzinę, to ktokolwiek dotknie Martellów, tego i jego bliskich przebije włócznia. Obiecała ojcu, że nigdy nic nie stanie się rodzeństwu, a jeśli wojownik z Dorne coś obiecuje, to nigdy się z tego nie wycofuje.
Ekwipunek:
• skórzana zbroja z żelaznymi podbiciami na napierśniku oraz ramionach, z wygrawerowanym słońcem przebitym włócznią 
• pozłacana zbroja, na której także widnieje włócznia, wykończona drobnymi rubinami imitującymi jej splamiony krwią grot 
• drewniana tarcza podbita żelazem, na której namalowany został herb domu Martell 
• pozłacana, podbita żelazem zbroja, na której widnieje włócznia, wykończona drobnymi rubinami imitującymi jej splamiony krwią grot 
• sakwa wypełniona walutą Westeros 
• pergamin, papier oraz łabędzie pióro 
• chusta, którą wyszyła dziedziczce domu Martell jej młodsza siostra 
• miecz półtoraręczny, różniący się od typowej dla rycerstwa broni barwą stali, z jakiej został wykonany - jaśniejsza u nasady, ciemniejsza zaś przy końcach... pozwala przypuszczać, iż osełka nie jest jedynym czynnikiem nadającym ostrzu śmiertelnych właściwości 
• krótki sztylet w cholewce prawego buta 
• piaskowy rumak o wdzięcznym imieniu Kamyk. Do niego siodło z utwardzanej skóry, do którego przytroczone są dwa bukłaki: jeden z winem, drugi zaś wodą 
• długa włócznia, której ostrze wykonano z valyriańskiej stali. Używana przez księżniczkę w czasie pojedynków na meereeńskich arenach 
• ogromny kufer pełen odzieży i pięknych sukien - niektóre z nich pochodzą z Królewskiej Przystani, inne przypłynęły do niej aż z Essos, a każda jest piękniejsza od poprzedniej. Większość z nich zawdzięcza matce, niektóre jednak otrzymała w prezencie od wujka. Swoją ulubioną - złotą, bardzo delikatną suknię z materiału tak lekkiego, że jego dotyk przypomina powiew wiatru - trzyma na samym dnie i zakłada tylko, kiedy takie życzenie wyrazi pani matka
• mniejszy kufer pełen pudrów i kosmetyków sprowadzonych z Wolnych Miast, w którym mieści się jej ulubiona złota puderniczka z wygrawerowanym na wieku herbem rodu Martell
• płaszcz z ogromnym kapturem, którego co prawda nigdy nie nosi, ale idealnie nadaje się on na spacery wymagające zakrycia twarzy
• Volia - kotka bez sierści, sprowadzona dla damy z Volantis
• wonne olejki o zapachu cytrusów przywiezione z Lys
Świta:
• dziesięciu gwardzistów
• cztery służki
• młodszy brat
Atrybuty:
Siła: 8
Zręczność: 8
Inteligencja: 0
Charyzma: 0
Umiejetności:
Walka wręcz: 8
Walka na odległość: 8
Jazda konna: 4
Kondycja: 8
Zdolności przywódcze: 4
Szkolenie: 0
Logistyka: 0
Inżynieria: 0
Handel: 0
Perswazja: 0
Religijność: 0
"Umiejętność własna"; dornisjkie jebanie włócznią: 8
Umiejetności dla maestrów:
Medycyna polowa: 0
Chirurgia: 6
Alchemia: 0
Sprawność:
Broń jednoręczna: 8
Broń dwuręczna: 4
Broń dystansowa: 4
Broń drzewcowa: 12
Modyfikatory:
Rekrutacja: 1 
Szybkość poruszania armii: 0 
Kondycja [HP]: 140 
Budowa: 1 
Podatki: 1 
Handel: 1
Powrót do góry Go down
 
Plac budowy!
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Wojny Westeros :: Karty Postaci :: Dorne-
Skocz do: